Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Krwawa hrabina.djvu/96

Ta strona została uwierzytelniona.
—   90   —

Weszłeś mi, po tamtej szalonej nocy, w krew, piłabym cię i całowała godzinami! Choć obraziłeś mnie strasznie i mało nie stałeś się przyczyną mojej zguby, przybiegłam tu nie mogąc nadal znieść myśli, że męczysz się w tych okowach. Przybiegłam, oderwawszy się od stołu na chwilę, bo na górze wre uczta, urządzona przezemnie dla grafa. Zdziwi go może nawet moja dłuższa nieobecność, lecz trudno, chciałam porozumieć się z tobą...
Górce zdumienie wprost skuwało usta.
— W tej chwili — mówiła — zawezwę strażnika, który ma klucze od oków i spadną twoje kajdany. Męczyć się w nich musisz, lecz ja po stokroć gorzej przez tyle godzin męczyłam się przez ciebie! Tedy, przyobiecaj mi, czego żądam a będziesz bez zwłoki swobodny! Wszystko upozorujemy, przeprosisz mnie i całą tą historję sprowadzimy do drobnego nieporozumienia...
Milczał.
— Może dla tego nie dajesz odpowiedzi — fałszywie tłumaczyła sobie jego milczenie — że gdy stracę moją urodę, pozostaniesz przy niemłodej i szpetnej kobiecie. Nie obawiaj się, nie tak rychło minie moja uroda — pocieszała sama siebie, choć w duchu już ogarniał ją lęk, że gdy wyrzeknie się mikstur, twarz jej pomarszczy się i zwiędnie — jeśli nawet minie, dam ci tyle, że zastąpi to nawet najprzedniejszą krasę. Wiem, żeś ze znakomitego rodu, lecz ród twój nie może się równać ze mną z bogactwami. Za skarby zgromadzone w mym zamku kupię w Polsce całe województwa i miasta. Mało tego. Posłuchaj. Cesarz Rudolf — powtarzała rzuconą przez Hermansthala mętną obietnicę — radby mnie widzieć na Siedmiogrodzkim tronie, bo i jam wszak ze