Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Krwawa hrabina.djvu/98

Ta strona została uwierzytelniona.
—   92   —

krwią i zbrodnią! Wiecznie, pomiędzy nami stać będzie cień pomordowanych, nieszczęsnych, ofiar! Nie żywię obecnie dla ciebie nic prócz odrazy i wzgardy. A przymuszać się, kłamać, udawać nie potrafię! Jam rycerz i co na sercu, to i na języku... Czartowska ta twoja uroda i czartowską opłacona ceną... Ja djabłu, na udzielne księstwo, nie zaprzedam mej duszy!
— Więc czujesz — powtórzyła frazes, który zabolał ją najwięcej — dla mnie jeno wzgardę i odrazę. Takam ci niemiła?
— Ohydna! — wyrwało mu się szczerze. — Przez twe napozór młode oblicze, koszmarna jakaś twarz ku mnie wyziera, a z za rozkosznego ciała widzę kościotrupa. Milsza mi najokropniejsza śmierć, niźli pieszczota twej dłoni.
— A... a... — wyrwał się znów jakiś lęk z gardła hrabiny a twarz jej stała się równie straszna, jak kilka godzin temu, gdy stojąc na ganku rozkazywała hajdukom, by zadźgali Górkę. — A... a... Obmierzła ci jestem... Wiedźma... Za to, coś rzekł, zginiesz...
— Nie lękam się tego!
— Przemawiałeś do mnie tak, jak nikt nie ośmielił się przemawiać! Sponiewierałeś, gdy przybiegłam cię ratować... Za to, nie tylko cię zgładzę, ale się i zemszczę... Zginiesz... Marnie zginiesz... Śród takich mąk, że sam będziesz błagał, by rychlej koniec nastąpił...
Teraz widział Górka przed sobą już tylko doprowadzoną do ostatecznej wściekłości furję. Oczy Elżbiety ciskały błyskawicę a jej przybrane w kosztowne pierścienie palce ze złością potrząsały żelaznemi kratami. Może uderzyłaby nawet wojewodzica, gdyby jej nie oddzielała od niego przegroda.