Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Lekkomyślna księżna.djvu/128

Ta strona została uwierzytelniona.

— Przeceniam? A kto się dla mnie narażał, kto ledwie z życiem uszedł?
— Et, — zwyła to żołnierska rzecz! A zasługa przypada jej cesarskiej wysokości, iż mnie wybawiła z opresji!
Paulina przysunęła się bliżej ku mnie.
— Nigdybym sobie nie darowała, gdyby ci się co złego stało — rzekła raptem, przechodząc na poufały ton — Nigdy! Wiedz o tem! Gdy też ostrzymałam list od Canouville‘a, chwili nie mogłam zaznać spokoju! Czułam podstęp, choć nie wyczuwałam, iż niebezpieczeństwo jest tak wielkie! Bez namysłu tedy, narażając się na gniew cesarza, popędziłam do Blois... Na szczęście, cesarz nie wie o mojej ekskursji, a Fouché milczeć musi... Podróż do Blois, wydostanie się z Paryża, gdzie na każdym kroku mnie śledzą, nie przedstawia się tak łatwo... Inaczej, czyżbym cię wysyłała po listy...
Przypadkiem dawała mi odpowiedź na pytanie, którem sobie w myślach zdawna zadawał. Teraz rozumiałem czemu zdecydowała się na wycieczkę, na którą nie decydowała się, mimo niepokoju, poprzednio. Byłem wzruszony, nie wiedziałem, jak dziękować, toć jej musiało w rzeczy samej, na mnie zależeć.
— Wasza cesarska wysokość... — począłem, pragnąc wyrzucić z siebie długie zdanie, pełne serdecznego afektu.
— Nigdybym sobie nie darowała — przerwała — gdyby tak miłemu kawalerowi, jakie nieszczęście się stało... Bardzo... bardzo... lub...
W napięciu oczekiwałem słów, mających paść z czarownych usteczek, gdy niespodziana przeszszkoda położyła kres tym wyznaniom.

122