Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Lekkomyślna księżna.djvu/157

Ta strona została uwierzytelniona.

ani jak długo amory potrwają, ani co następny dzień przyniesie.
Również i nie wzgląd na Canouville‘a, wpłynął na moje postępowanie, bom go ani osobiście znał, ani znając jeno ze słyszenia, zbytniego respektu dla jego persony nie żywił.
Nie ten więc wzgląd powstrzymał mnie od uchylenia się od łask pięknej pani, ani też nie powstrzymał mnie lęk przed możliwym gniewem i niełaską cesarza... lecz...
Lecz kochałem Simonę...
Hm... Ja ją kocham!
Ale czy odpowie ona na moje uczucie? Kim jestem dla niej? Jeśli w Blois pośpieszyła na mój ratunek, uczyniłaby to zapewne dla każdego innego... Tedy...
Tedy? Et, poco próżno łamać sobie głowę...
Przypadkiem potrąciłem o jakiś twardy przedmiot, obciążający moją kieszeń. Było to puzderko z brylantowemi guzami, doręczone przez księżnę Borghese.
— Piękny, bo piękny dar — uśmiechnęłem się lekko — alem nań rzetelnie zasłużył... O małom życia nie postradał przez listy, których nie było... Przyjąć guzy mogę, choć bardzo są cenne... A co do księżnej...
Postanowiłem, niewdzięcznik, księżnej nie widzieć więcej! Ani jutro, ani nigdy. Toć siłą nie ściągnie i do cesarza na skargę, iż do niej nie przychodzę, nie pobiegnie... Wywinąłeś się, mości poruczniku, wcale gracko, to dalej nie kuś licha!...
Tak, nie ujrzę więcej księżnej. Chyba zdaleka, jutro na paradzie. Ale z balkonu, czy okna, z którego rewję ma obserwować, do mnie nie zeskoczy! Nie stawię się w jej pałacyku, a gdyby nawet po mnie przysłała, to się wymówię sprawa-

151