Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Lekkomyślna księżna.djvu/169

Ta strona została uwierzytelniona.

— Czasem zbyt sięgać wysoko, nam porucznikom, choć szalone z nas głowy, nie przystoi — słyszałem dobrze kazanie — smutnie zakończyć się może i na zdrowie nie wyjdzie... Czasem też chwalić... guzami brylantowemi... od ciotek... niebezpiecznie...
— Et! — żachąłem się — pleciesz, jak na mękach Piekarski...
— Plotę, nie plotę, moja rzecz! W Paryżu ściany i drzewa mają uszy... gdy o pewne osoby chodzi...
Wszystko wiedział. Musiała być księżna Borghese szpiegowana a o moich u niej odwiedzinach szła szeroka fama... Przez kogo, w jaki sposób dotarła do Wąsowicza, niewiadomo, powtarzał jednak zapewne to, co inni mu powtórzyli. Jak chętniebym mu opowiedział całą moję przygodę z jej cesarską wysokością, jak chętniebym mu opowiedział i o wypadkach w zameczku i o późniejszej mej roli cnotliwego młodziana... Ale będąc związany, co do niektórych szczegółów danem słowem, co do innych zaś nie chcąc kompromitować jej cesarskiej wysokości... musiałem, musiałem milczeć... Za dni parę może już jutro, wyznam mu o Simonie a wówczas, wówczas pojmie Wąsowicz, żem nie taki lekkoduch, za jakiego mnie uważa i że niema się co lękać o moją przyszłość. A guzy przeklęte, zaraz po powrocie do koszar, odpruję, wyrzucę...
Z mniejszą tedy już przykrością słuchałem:
— Rozum, jak chcesz... To com rzekł, niby bratu rzekłem... Bo my tu baczyć musimy, żeśmy w pierwszym rzędzie polacy... i baczyć musimy na nasz narodowy honor... Co francuzowi ujdzie, nam nie ujdzie...
— Wiem to lepiej od ciebie! — zauważyłem w duchu — i w najbliższej przyszłości jeszcze jaśniej sam ci to wyłożę, kolego!

163