Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Lekkomyślna księżna.djvu/193

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ty... sobie... drwiny... Rodzinę moją bezcześcić myślisz...
Widziałem, jak podnosi się jego pięść nad moją głową. Mimowolnie ustąpiłem o parę kroków, myśląc co nastąpi, jeśli mnie uderzy, Bo zamierzał uderzyć i niejednokrotnie z innemi, nawet generałami, zdarzały się podobne wypadki... Czułem, iż za chwilę pocznie mi się rozum mięszać w głowie, iż wypadnę z gabinetu, aby na progu, wystrzałem w skroń...
Nagle z trzaskiem rozwarły się drzwi... i podniesiona ręka cesarza opadła.
Do gabinetu, niemal przewróciwszy mameluka Rustana, wpadła Paulina.
Paulina! Jej tylko brakowało, by dolać oliwy do ognia!
— Jak śmiesz!.. — krzyknął Napoljon, zwracając się w stronę księżnej.
Sire, przybywam w niezwykle pilnej sprawie!
— Wyjdź!
Sire zechce mnie wysłuchać!.. Chodzi właśnie o tego pana...
Wskazała w moją stronę. Domyślałem się, iż pragnie, przez zemstę, zgubić mnie ostatecznie.
— Przybywam — mówiła szybko — by wyjaśnić pewne nieporozumienie i uchronić najjaśniejszego pana, od popełnienia wielkiej niesprawiedliwości!..
Spojrzałem na nią zdumiony. Mimo gwałtownego wdarcia się do gabinetu, mówiła niezwykle spokojnie, odzywając się do cesarza poważnie i z wielkim szacunkiem, co nie było w jej zwyczaju. Dalej mówiła wcale do rzeczy, co również nie stale się przydarzało jej cesarskiej wysokości.
— Porucznik zasłużył nie na karę, lecz na nagrodę!..

187