Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Lekkomyślna księżna.djvu/24

Ta strona została uwierzytelniona.

dy zaciekawiła mnie ona... Ty dłużej siedzisz tu a wielkiś światowiec i bywalec...
— Tam, do djaska! — przerwał ze śmiechem — odrazu imaginowałem sobie, że była przygoda. No, a poznałeś ją?
— Nie, przejeżdżała przypadkiem w karecie... wyjrzała... ot wszystko...
— Jak wygląda?
— Brunetka o oślepiająco białej cerze, wielkie ogniste oczy, rysy najdelikatniejsze i najregularniejsze, jakie sobie wyobrazić można...
— Oniemiałeś na jej widok?...
— Nieco... I dla tego zapytuję ciebie, czy nie wiesz, kto to być może...
Wąsowicz, jak szalony począł się śmiać.
— Ależ widzę zrobiła na waści wrażenie. Niczem, pamiętasz, w wiersząch naszego zacnego Trębeckiego:

Cóż to jest! Gdy cię ujrzę zaraz kolor zmienię
Albo blednieję, albo zbytnio się czerwienię
Gdy chcę do ciebie mówić, mięsza mi się mowa...

— Miast dworować — rzekłem, nadąsawszy się srodze, by pokryć konfuzję — racz powiedzieć, czy nie jest to która z dam znanych w Paryżu! Może aktorka?
— Doprawdy, nie wiem — odparł — ale nie wiedziałem, żeś taki Filo romansowy i tak... interesować się umiesz ...jeno z wejrzenia... Przyznaj się, tam coś więcej być musiało..
— Nic ponadto, com powiedział! — uciąłem krótko, zły, iż nie zdobywszy żadnej wiadomości, jeszcze naraziłem się na drwiny. — Zostawię cię teraz samego, muszę opatrzyć konia...
Powstrzymał mnie za ramię.
— Nie sierdź się zaraz... A to gorączka!

18