Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Lekkomyślna księżna.djvu/28

Ta strona została uwierzytelniona.

trabandystą, Ney kiedyś robił beczki, Lannes pracował, jako chłopiec okrętowy...
— Tak, tak — powtórzył Wąsowicz, gdyby odgadując moje myśli — każdy z nas nosi, jak sam powiedział cesarz, buławę marszałkowską w tornistrze zwykłego żołnierza — a cały ten dwór, mimo pozorów wielkiej świetności, sprawia dziwne wrażenie. Jak wiesz, byłem paziem u Stanisława Augusta! Mniej bogato tam było, lecz jakże inaczej! Tu patrzy się na nich, jak na bóstwa, ale w gruncie, dwór to bez żadnej tradycji...
I mnie, prostakowi, nieprzywykłemu do blichtru, otwierały się oczy
Dwór ten, tak wspaniały zdaleka, zblizka tracił. Obok kobiet bardzo wytwornych i bardzo bogato wystrojonych, zasiadały żony marszałków, niezbyt przyzwyczajone do noszenia dworskiego płaszcza. Prawie tak samo było z ich mężami, których haftowane mundury, tak świetne na paradzie, tak piękne na placu boju, nieprzyjemne stanowiły przeciwieństwo ze słowami i manjerami niezbyt dworskiemi. Ta szczególna mieszanina, pobudzałaby do śmiechu, gdyby główna osobistość Napoljona, nie przejmowała jakimś poważaniem i strachem, które zacierały myśl o śmieszności, lub przynajmniej stłumiły jej skutki.
— A ten to kto?
Pomiędzy tłumem przechodził czarno ubrany mężczyzna, osobliwszej postaci. Mógł mieć około piędziesięciu lat, był szeroki w ramionach, lecz szedł przygarbiony, kulejąc, wsparty o laskę, o srebnej, cyzelowanej gałce. Nosił czarne ubranie, bez żadnej ozdoby i takież czarne jedwabne pończochy. Jednak taki autorytet bił od tej niepozornej postaci, iż wszystcy przed nim rozstępowali się z szacunkiem.

22