Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Lekkomyślna księżna.djvu/86

Ta strona została uwierzytelniona.

— Panie margrabio, rozumiem pańską boleść... dom przodków w obcym ręku... Lecz miast złorzeczyć a ubliżać naszemu cesarzowi, czyż, nie lepiej udać się do jego łaski? Toć najjaśniejszy Napoljon, amnestję przyobiecał wszystkim emigrantom, zwrot dóbr nawet... Szanuje starą szlachtę a w miarę możności zwraca im mienie, starając się wynagrodzić krzywdy, popełnione przez sankiulocką kanalję...
Twarz de Fronsac‘a stała się z czerwonej purpurową.
— A bierz go czort! — zawołał gwałtownie — całego Napoljona! Taki sam on sankiulot... i na barkach sankiolotów wyniesiony na tron, który nieprawnie zajmuje! Ja znam jednego tylko pana... najmiłościwszego króla Ludwika XVIII... Na wygnaniu on, lecz zezwoli Bóg, lada dzień powróci... Z ręki Bonapartego nikt z nas nic nie przyjmie, bo zbyteczne jest od złodzieja podarki przyjmować, złodziejowi się skradzione odbiera! Już nadszedł czas...
— Panie margrabio... — przerwał Jakób, jakby pragnąc wstrzymać potok wymowy de Fronsac‘a, lub się obawiając, iż ten coś zbytecznego powie.
Zamilkł, w podnieceniu, wielkiemi krokami stąpał po pokoju, potrącając sprzęty.
— Doprawdy — ozwałem się — nie wypada mi podobnych rzeczy słuchać i gdybym nie był związany, potrafiłbym panu, panie margrabio, dać należytą odprawę... Lecz, widząc, iż nie przywiodę was do opamiętania, śmiem zapytać jakiem prawem, podstępnie związaliście mnie, cesarskiego oficera, który do tego domu przybył z pełnem zaufaniem i co nadal z moją osobą zamierzacie uczynić?...
— Jeszcze się dowiesz...
— Więc jestem więźniem?

80