Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Lekkomyślna księżna.djvu/87

Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak!
— Wolno zapytać czyim?
— Króla Ludwika XVIII!
Na tą odpowiedź tak mało byłem przygotowany, iż mało nie parsknąłem śmiechem. Ja miałem być więźniem poczciwego grubasa Burbona, gdzieś tam tułającego się po świecie, który na sam dźwięk imienia Napoljona drżał ze strachu? Doprawdy, nie warto było wdawać się w rozmowę z szaleńcem, jeno oczekiwać dalszego biegu wypadków. Wprawdzie, nie rozumiałem w tej całej sprawie zachowania się Jakóba i jego podstępnej zdrady, lecz pocieszała mnie myśl, iż przygoda niniejsza niema nic wspólnego ani z listami, ani z księżną Pauliną. Pozatem, jeśli miałem z dwoma ludźmi pozbawionemi rozumu do czynienia, to pozostawała w domu jeszcze zdrowa i przytomna niewiasta, owa Simona, co na samym początku, na krzyk mój, z ratunkiem pospieszyła.
Najprzezorniej więc było, nie sprzeciwiać się szaleńcom a doczekać pierwszej sposobności, aby z więzów się fortelem uwolnić.
Przymknąłem tedy oczy, udając śpiącego.
Margrabia chodził przez dłuższy czas z kąta w kąt, i coś pomrukiwał, stary zaś zbliżył do okiennicy, jakby łowiąc z zewnątrz dobiegające dźwięki.
— Śpisz, czy udajesz, mości polaku — rzekł de Fronsac, przerywając swą wędrówkę — lecz jedno ci powiem..
Nadal trzymałem powieki przymknięte,
— Za chwilę dziać tu się będą pewne wypadki... otóż... nie przenoszę waści do lochów, gdzieś winien się znaleźć, oszczędzając cię, boś pionek w tej grze! Ale ostrzegam... słyszysz...
Nie drgnąłem nawet.
— Ostrzegam, iż jeśli choć piśniesz, albo pal-

81