Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Półświatek.djvu/111

Ta strona została uwierzytelniona.

— Matka! — jęknął głucho Fred — i raptem zasłona mu spadła z oczu.

ROZDZIAŁ VI.
Karjera Lenki.

Pani Lenka mierzyła pospiesznie krokami swój skromny mieszczański salonik.
W jej życiu nastąpił przełom, lecz bynajmniej nie pod względem moralnym...
Nie, aby się trwożyła, iż mąż może się dowiedzieć o wizycie u Helmanowej. Stąd nie groziło żadne niebezpieczeństwo — ciężar wiszący nad jej głową w postaci sfałszowanych zobowiązań, chwilowo spadł w serca. Lecz mimo całej naiwności, rozumiała, że postawiwszy pierwszy krok na pochyłej drodze, nie zatrzyma się w miejscu i postawi następny... Kto wie, czy nie w bliskiej przyszłości... A co ta przyszłość przyniesie? Tu ładną twarzyczkę zasępiała troska, a niskie czoło przecinały zmarszczki zadumy.
No i pod jednym względem od paru dni zmieniła się całkowicie — w stosunku do męża.
O ile przedtem oschły i marudny Okoński napełniał ją stale trwogą i nigdy nie śmiała przeciwstawić mu się, lub odpowiedzieć ostrzejszem słówkiem — o tyle teraz rodził się w niej jakiś bunt i wypływała na wierzch długo tłumiona nienawiść. Jeśli ją odepchnie wie gdzie pójdzie i znakomicie da sobie radę bez niego! Taki mąż! Sprzedano ją za starca — dziś umie sprzedać się sama.
Oznaki tej emancypacji nie kazały na siebie dłu-