Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Półświatek.djvu/136

Ta strona została uwierzytelniona.

mej w ten sposób, że Helmanowa dzięki narodzinom córki, wypruła z „hrabiego“ wcale pokaźną sumkę i pozostała znakomicie zabezpieczona — widząc jakie wrażenie to wyznanie uczyniło na Hance, bezczelnie kłamała dalej:
— W jakiej sytuacji się znalazłam zbyteczne ci chyba tłumaczyć... Odsuwano mnie od wszelkiej pracy, niemal jawnie pogardzano, pod pozorem, że cięży na mojej osobie niestarta plama... Aby nie umrzeć z głodu jęłam się krawiectwa... — tu mimo całego tupetu Helmanowa zakrztusiła się trochę — jakoś mi poszło... Orałam dniami i nocami, z początku, aby nas wyżywić, później, aby odłożyć na czarną godzinę... Zdobywałam coraz większą ilość klijentek... aż wreszcie, dzięki oszczędnościom, mogłam nabyć początkowo skromny sklepik... I teraz muszę ci wyznać mój grzech najgorszy — właścicielka Helwiry jęła zręcznie dobierać słowa, zerkając na Hankę, jakie one wywierają skutek. — Grzech najgorszy... Poniewierana i odtrącana przez ludzi, pojęłam potęgę pieniędzy.. Postanowiłam wtedy za wszelką cenę je zdobyć, aby się uniezależnić, a ciebie wychować na księżniczkę... Zaczęło się od drobnych pożyczek, udzielanych klijentkom... Oczywiście na dobry procent. W taki sposób kapitalik mój wzrastał... i chcąc ci zapewnić los, który nie stał się moim udziałem, wywiozłam cię zagranicę... Ja tu pracowałam dalej, aż sklepik przemienił się w „Helwirę“ i zdobyłam majątek... Bo nie jestem biedna, powiem ci szczerze Hanko i ty możesz uchodzić za wcale posażną jedynaczkę...
Twarz Hanki nie drgnęła. Helmanowa, tłuma-