Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Półświatek.djvu/148

Ta strona została uwierzytelniona.

broń została zdobyta, należy tę broń umiejętnie wykorzystać. Należy przeprowadzić intrygę niezwykle zręcznie, stworzyć takie pozory, aby Hanka nabrała sama obrzydzenia... I oto nie tylko do Lenki, lecz i do Freda... Aby stanęła niespodziewanie przed kałużą błota i stwierdziła, że ci, którzy najwięcej się na te błoto obruszają, sami tkwią w niem po uszy...
Tak... Zemsta zarysowywuje się jasno... A Helmanowa pragnie się zemścić za wszelką cenę... Mniej jest zła na córkę, która niepomna na wszystkie dobrodziejstwa, jakiemi ją obsypała, nie tylko gotowa ją porzucić dla pierwszego chłystka, ale bawi się jeszcze w „sądy nad nią“ i nauki moralne, co na tego smarkacza — przyczynę buntów, niesnasek i możliwego zerwania. Odruch „świętego oburzenia“ u Hanki powstał tylko pod jego wpływem. On jej chce wydrzeć Hankę... Zato go unicestwi, skompromituje... Nie wyrzeknie się dobrowolnie dziecka, stoczy ciężką walkę, choćby w tej walce miała się uciec do najpodstępniejszych sposobów... Na perswazje za późno, nic niemi nie poradzi, musi działać inaczej.
Byle zachować spokój i nie dać się unieść nerwom. Och, choć wybuchnęłaby z gustem, komedję teraz zagra do końca.
— Skoro tak jest, jak mówisz — wyrzekła po dłuższej chwili milczenia — odnoszę wrażenie, że wybór twój trafny i napotkałaś uczciwego chłopca... Czy wyznaczyliście już datę ślubu?...
— Jeszcze nie!
— Oczywiście! — mówiła dalej, pozornie ser-