Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Półświatek.djvu/19

Ta strona została uwierzytelniona.

siostrzyczko i w pierwszej chwili, wymieniłaś nazwę, żem o mało się nie przewrócił!
— Cóż takiego?
— Zrozumiałem „Helwira“! Ale sądzę, tam nie chadza moja siostrzyczka! Policzki Leny oblał pąs.
— Jakaż to firma? — stłumiła nerwowe drżenie.
— Jest taka jedna na Koszykowej — mówił. — Pracuje się po kancelarjach adwokackich, to się słyszy to i owo... Otóż opowiadają o tej „Helwirze“, że ma tam się znajdować świetnie ukryty dom schadzek.
— Dom schadzek?
— Czemuż się tak przejmujesz, Lenko! Dom schadzek dla bardzo bogatych ludzi i nie każdy ma do niego dostęp... Lecz nie będę dalej gorszył mojej cnotliwej siostrzyczki.
— Okropne.
— Powiadasz... okropne! Ach, ty święta niewinności! Ale przejdźmy na inny temat... Co porabiasz, Lenko? Dawno cię nie widziałem.
— At... nic... — bąknęła, zmieszana posłyszaną wiadomością, która w nią niespodzianie uderzyła niczem grom — Wszystko, jak zwykle...
— Czyli twój pan i władca marudzi, a ty to znosisz w pokorze ducha! Pewnie znów ci dokuczył? — tłomaczył po swojemu jej niewyraźną minę.
— Trochę...
— Domyśliłem się... Dziwię się naprawdę, że możesz wytrzymać z tym starym prykiem! Na twojem miejscu rzuciłbym go dawno a wziął się do jakiej roboty...
— Hm... no... tak...
— Widzę, trudno dziś się z tobą dogadać... Po-