Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Półświatek.djvu/37

Ta strona została uwierzytelniona.

Widocznie właścicielka „Maison de modes Helwira“ umyślnie swe zaciszne gniazdko urządzała w ten sposób, aby w razie niespodziewanej wizyty władz nie miano się do czego przyczepić i nie nosiło ono dwuznacznego charakteru.
Pokój, przeznaczony dla „przymiarek“ klijentek został wyposażony w to wszystko co wymaga wykwint, wygoda i zawodowe wymagania — pozatem nic więcej. Tedy wielkie lustro o trzech skrzydłach w którem obejrzeć się można ze wszech stron, szeroka, niska otomana, zasłana skórą białego niedźwiedzia, a pokryta niezliczoną ilością poduszek i poduszeczek, obrazy treści erotycznej na ścianach, lecz nie przekraczające dozwolonej granicy, w rogu szafa, zapewne zawierająca sukienki, lub modniarskie przybory, dalej mały stoliczek, parę krzesełek, za parawanem umywalnia. Tak wyglądał buduarek normalnie przy pierwszych spotkaniach, aby nie zrażać bardziej płochliwych nowicjuszek. Lecz, gdy zachodziła potrzeba a Helmanowa była pewna bezkarności, otomana zamieniała się w wygodne łoże z wykwintną pościelą, umywalnię pokrywał rząd kosztownych flakonów z perfumami a na niskim stoliczku ustawiano butelki z winem, likierem i przybory do czarnej kawy. Trójskrzydłowe zaś lustro służyło li tylko poto, aby odbijając obrazy, potęgować szał.
Lenka niepewnie rozejrzała się dokoła. Zrzuciła płaszczyk i kapelusz, przejrzała się w lustrze, poprawiła włosy, upudrowała twarz — poczem podbiegła do kontaktu elektrycznego, gasząc światło.
W pokoju zapanował prawie mrok, rozjaśniony