Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Półświatek.djvu/69

Ta strona została uwierzytelniona.

ry, ale miły i niezwykle hojny... Chodzi pani o nazwisko
— No... tak...
— Znam je, ale mi powiedzieć nie wolno! Również bliższych szczegółów nie wolno mi udzielić! Taką jest moja ogólna zasada! Całkowita dyskrecja!
Tyczy
się to jednakowo osób klijentek i klijentów... Ogniem mógłby mnie ktoś przypiekać, a nie dowiedziałby się nigdy nic!... Naprzykład pani nazwiska...
— Hm... rozumiem... Ale to przyzwoity człowiek?
— Przyzwoity? Z najwyższej sfery...
Lenka stawała się coraz dumniejsza. Nie śmiała jednak swym triumfem popisywać się przed Helmanową.
Widzi pani, że pobyt w moim domu nie jest taki straszny... Sądzę, że nieraz zechce jeszcze pani mnie odwiedzić i o ile zastosuje się do moich wskazówek, wszystko jaknajlepiej się ułoży... Oczywiście należy nieco zmienić tryb życia... Lepiej się ubierać, więcej pokazywać publicznie.
— Kiedy... — usiłowała przerwać te nauki Lenka.
— Szczegóły obmyślę! Niechaj pani o to się nie troszczy.... Zapoznam ją z jedną z moich przyjaciółek, i aby zachować pozory przed mężem, razem będziecie odwiedzały teatry, cukiernie... Przedewszystkem cukiernie... Pani ta, bardzo wytworna dama, nauczy, jak się trzeba ubrać, chcąc zwrócić na siebie uwagę... Jeżeli zaś o stroje chodzi, kredy-