Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Półświatek.djvu/99

Ta strona została uwierzytelniona.
Wstydzę się mojego postępowania i szczerze żałuję, jeśli sprawiłam mu przykrość. — Pragnę pewne sprawy wyjaśnić, a wolę to uczynić nie w domu. Dla tego też oczekiwać będę na Pana w Saskim Ogrodzie koło fontanny, o dziesiątej.
Szczerze życzliwa
Hanna Gliniewska.

Hanka pierwsza wyznacza spotkanie? Pragnie pewne sprawy wyjaśnić? Wstydzi się wczorajszej sceny? Uśmiech wielkiej radości opromienił twarz Freda, opromienił, lecz na krótką chwilę. A Helmanowa? A ta wizyta u niej...
— Zła, czy dobra nowina? — zagadnęła matka, która śledziła twarz Freda. — Czytasz i to się cieszysz, to się smucisz...
— At, nic... — odparł wymijająco.
— No to chodź... Śniadanie czeka...
Teraz mógł już zjeść śniadanie z apetytem i spokojnie wysłuchiwać narzekań. Najważniejsza przeszkoda została usunięta. Za parę godzin ujrzy Hankę, może będzie z nim szczera... On nie zawaha się przed niczem, zmusi do wyznań, ocali z bagna...
Rozmyślając nad tem, chrupał bułki i popijał je mleczną kawą, kiwając do taktu głową, słowom matki, która obecnie biadała nad drożyzną mięsa, jajek i mleka. A robił to z takiem przejęciem, myślami błądząc gdzieindziej, że nieprzyzwyczajona do podobnej uwagi, wreszcie zawołała z zadowoleniem:
— Teraz pojmujesz, jak trudno prowadzić gospodarstwo, żeby związać koniec z końcem!
...W Saskim ogrodzie!.. — wyrwało mu się niechcący, gdyż myślał o spotkaniu z Hanką.