Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Rycerze mroku.djvu/125

Ta strona została uwierzytelniona.

Detektyw spojrzał mu bystro w oczy.
— Tym razem proszę nie kłamać! Pan nie na zywa się Orwid?
Welski nie zaprzeczał więcej.
— Nie!
— Jest pan Welskim?
— Tak... Ale...
— I pocóż było nie powiedzieć wczoraj odrazu! — żywo zawołał detektyw, nie dając mu wyrazić zadziwienia z posiadanych przez Dena o jego osobie wiadomości — uniknąłby pan bardzo wielu przykrości, może nawet nie mieszkałby już u Balasa... Wszak u niego pan mieszka?
— Tak.... lecz doprawy....
— Proszę nie przerywać! Czas nagli. Pan zaraz uda się do domu i nałoży sobie porządny opatrunek na głowę, ja zaś dziś jeszcze muszę popracować dużo w pańskiej sprawie, aby go na przyszłość ochronić od przygód podobnych. Powiem tylko krótko — ma pan potężnych nieprzyjaciół — Leszczyca i Bilukiewicza...
— Leszczyca... i.. Bilukiewicza? — powtórzył.
— Tak! Pan nic nie wie o testamencie?
— O jakim testamencie?

— Domyślałem się tego! Pański stryj Podbereski zapisał panu, umierając swój majątek. Na zapis poluje Leszczyc przy pomocy Bilukiewicza... Reszty powinien pan się domyślić, jak również pojąć, skąd spadły na niego wszystkie dotychczasowe nieszczęścia... i owa historja w banku....

119