Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Rycerze mroku.djvu/137

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie nudź! Ja piję duszkiem... za naszą miłość, wujaszku, to i ty, w tej chwili, masz wypić... inaczej pomyślę, że mnie nie kochasz!
Rad nie rad, musiał ustąpić Bilukiewicz podobnemu wezwaniu. Zachęcony przykładem czarującej uwodzicielki, jął sączyć trunek do końca — podczas gdy ona, kręcąc się na swem miejscu i śmiejąc — zręcznie wylała za kanapę niemal całą zawartość szklanki.
— Ot, tak to lubię! — zawołała, widząc, że kasjer stawia pustą szklankę na stole.
Jeśli zamierzyła spoić Bilukiewicza, skutek rychłej nastąpił, niźli spodziewaćby się było można. Musiał nie przywykły być do picia, zresztą podobna porcja wychylonego koniaku, oszołomiłaby każdego. Siedział teraz zaczerwieniony, oczy poczynały mu błyszczeć nienaturalnie i nabrał jakiejś rzeźwości niezwykłej.
— Jakaś ty ładna — bełkotał — jaka ładna... o... wujaszek będzie cię kochał zawsze, wszystko dla malutkiej uczyni, wszystko... kupi, co zechce...
— A dużo ty masz pieniędzy, wujaszku?
— Oho... ho... wystarczy... A ile pieniędzy przez moje ręce przechodzi.. ho.. ho...
— Wszak jesteś kasjerem?
— Tak, w bardzo bogatej fabryce, Drohojowskiego...
— Tyle pieniędzy, powiadasz?

— Po paręset tysięcy, na wypłaty...

131