Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Rycerze mroku.djvu/144

Ta strona została uwierzytelniona.

Leszczyc coraz więcej oczy otwierał z podziwienia nad niebywale zręcznym planem Bilukiewicza. Za jednym zamachem pogrążało się Welskiego ostatecznie i zdobywało łup znaczny, zwalając całkowicie winę na przestępców.
Kasjer wyjaśniał dalej projekt, aż co do najdrobniejszych szczegółów.
— Wyjedziesz z pieniędzmi do Gdańska i tam je zdeponujesz na conto, które ci wskażę... Później się podzielimy... Tak będzie lepiej i bezpieczniej. Moją zasadę znasz — most a pod mostem żelazna siatka — wtedy nie wpadnie się nigdy! Ja się zwolnię z pracy u Drohojowskiego...
— Zamierzasz wziąść urlop?
— Nie, zwolnię się całkowicie! Dość mam tego udawania, dość tej przymusowej cnoty... Piędziesiąt lat zginania karku i wiecznej maski na twarzy! Długom czekał na dogodną chwilę, wreszcie nadeszła! Pragnę żyć, bawić się, pragnę kobiet, miłości...
Choć słowo „miłość” komicznie brzmiało w ustach Bilukiewicza, nie uśmiechnął się Leszczyc, jeno skinieniem głowy przytwierdził tym zamierzeniom.
— Rozumiem! To co... teraz... wraz z częścią przypadającą na ciebie zapisu, wedle naszej umowy, byt wygodny zapewnią...

— Tak! Ty zaś również będziesz zabezpieczony i możesz się dalej starać, lub nie — o rękę Drohojowskiej! Jak tam postępują twoje sprawy?

138