Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Rycerze mroku.djvu/157

Ta strona została uwierzytelniona.

jątek. Ów wymarzony musiał, wedle niej, być koniecznie bardzo niezwykły, przechodzić różne koleje losu, mieć naturę bohaterską, lub artystyczną — bo artystów panna Rena uwielbiała wielce, nie mając z niemi bliższej styczności — i może właśnie dla tego.
Najbliższe otoczenie panny Drohojowskiej nie dostarczało podobnego ideału. Kręciła się wprawdzie dokoła niej cała moc młodzieńców, cała plejada wykwintnych młodszych i starszych panów, lecz ci byli tak banalni, poznała ich w okolicznościach zwykłych, i z góry przewidzieć było można, że z niemi życie ułoży się w ramy dobrobytu, częstszych, lub rzadszych wyjazdów za granicę, przyjęć w Warszawie i szablonowej nudy. Nie o takim małżonku marzyła ekscentryczna panna. Przez jakiś czas istotnie, jej wyobraźnię zaprzątnął Leszczyc — zaprzątnął wyobraźnię — lecz dziwnie odpychał, mimo pozornej kultury — nie miał z nią łącznych artystycznych upodobań i było w nim coś, coś nieokreślonego, z czego nie umiała sobie zdać sprawy, co napawało lękiem, jak lękiem napawa i zmusza do ucieczki najmniejsze zwierzątko nawet, obecność uśpionego drapieżnika.

Spotkanie z Welskim bezwzględnie uderzyło pannę. Nie, aby zakochała się odrazu, bo podobne coup de foudre zdarzają się w powieściach jedynie i trudno zakochać się w kimś od pierwszego wejrzenia, zamieniwszy słów zaledwie parę. Ale podziałał on na jej wyobraźnię.

151