Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Rycerze mroku.djvu/198

Ta strona została uwierzytelniona.

o jego narzeczeństwie, zazdroszczono a nawet składano kondolencje, z powodu straty, jaką przyszły teść poniósł. — Jakbym dostał zaliczkę na posag! — myślał o zrabowanych pieniądzach, wysoko taksując zamożność Drohojowskiego i uważając, że stosunku do posiadanego majątku, poniósł on nie wielki w fortunie uszczerbek.
— Gotowe? — zagadnął Bilukiewicza.
— Tak! — odparł kasjer, wyciągając sporą paczkę z biurka — oto, nasz skarb! Same pięciosetki! Najlepiej włóż to do walizeczki i ją ciągle trzymaj w ręku!
Leszczyc skinieniem głowy potwierdził dyspozycje przyjaciela.
— Ja nawet coś w tem rodzaju przyszykowałem — wyciągnął Bilukiewicz niewielka żółtą torbę — Najmniej zwróci uwagę...
Leszczyc obejrzał torbę, włożył do niej pieniądze, zamknął starannie na klucz i klucz schował do kieszeni.
— Powiadasz — zauważył — że najmniej zwróci uwagę? Czyż mogą paść na nas jakie podejrzenia?
Bilukiewicz wzruszył ramionami.
— Powiedziałem, ot tak sobie... — odparł — żeby cię, z kolei, kto nie okradł, po drodze... Na nas podejrzenia? Takie same, jak i na posąg Kopernika!
— Czy schwytano... no... tych...

— Jeszcze, nie! Ale do wieczora złapią! Wy-

192