Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Rycerze mroku.djvu/213

Ta strona została uwierzytelniona.

— Chwilę jeszcze, panie hrabio! — zawołał detektyw, widząc, że Leszczyc kieruje się w stronę drzwi.
Nie zwrócił uwagi na ten okrzyk. Pragnął wziąść torbę, opuścić pokój a później naradzi się z Bilukiewiczem, jak dalej postąpić.
— Chwilę jeszcze — powtórzył Den — czy nie zechciałby pan, nam przódy powiedzieć, co znajduje się w torbie?
Leszczyc zbladł gwałtownie.
— Cóż to pana obchodzi — odparł, siłą woli wstrzymując drżenie głosu — co pana moja waliza i moje rzeczy obchodzą?
— Nawet bardzo obchodzą — oświadczył Den, powoli wymawiając każdy wyraz. — W tej torbie znajdują się skradzione pieniądze!
— Co?
— Powtarzam, pieniądze, skradzione z kasy pana Drohojowskiego!
— Jak pan śmie!
— Śmiem i żądam otwarcia walizki! Jeden błąd pan tylko popełnił, panie hrabio, ten mianowicie — że tę żółtą torbę właśnie, zabrał z sobą na górę! Zdradził się pan! Śledziłem ja pana uważnie i gdyby nie ów postępek — nie ośmieliłbym się nigdy nastawać na zrewidowanie walizy! Teraz stwierdzam stanowczo — w niej się znajdują zrabowane tysiące...
— Kłamstwo!

— Które pan miał wywieźć z Warszawy!

207