Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Rycerze mroku.djvu/216

Ta strona została uwierzytelniona.

— Czy znał pan Leszczyca? — zapytał obcesowo Drohojowski.
— Hm... hm... hm...
Bilukiewicz mruczał, nie mogąc ochłonąć z wrażenia. Pomijające niespodziane spotkanie się z Welskim, które nie wróżyło nic dobrego, obcesowe zapytanie, wytrąciło go ostatecznie z równowagi. Leszczyca wszak znał świetnie — znajomość ta, wynikła początkowo z tytułu lichwiarskich pożyczek, udzielanych, po cichu, hrabiemu przez kasjera, przeszła później w wspólnie „załatwiane interesy“ i zażyłą przyjaźń — ale fakt tej zażyłej znajomości dla względów wiadomych — był przez obu zatajany. Mruczał tedy, nie wiedząc jaką dać odpowiedź.
— Leszczyc, przed chwilą, odebrał sobie życie! — dodał Drohojowski.
— Odebrał... sobie... życie... — powtórzył, czując, jak cała krew mu zbiegła do serca... — ach... ten... wystrzał...
— Znaleziono przy nim skradzione trzysta kilkadziesiąt tysięcy!
— Znal...

Tyle rozpaczy, zamięszanej z gniewem, przemknęło po twarzy kasjera, iż trudno doprawdy, było rzec, co więcej go przejęło — czy wieść o śmierci wspólnika, czy też złość, że tak świetnie obmyślony plan spełz na niczem i odebrano mu łup bogaty

210