Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Rycerze mroku.djvu/34

Ta strona została uwierzytelniona.

— Hm...
— Zawsze jenteligent w złodziejskim fachu się przyda — rozumowała dalej — ale czy frajerstwa się wyzbędzie on?... wskazała na Wclskiego... czy do nas przystać się zgodzi?
— A dobrze mu było? — pytaniem odpowiedział na pytanie — Zdechłby jak pies, żeby mnie nie spotkał! Dużo mu pomogli te jego ważne kolegi? Na największego durnia kiedyś rozum przyńdzie!
Zakończywszy małżeńską rozmowę tą filozoficzną maksymą, jął się powoli rozbierać pan Balas, aby spocząć w wielkiem łożu, o nieskończonej ilości poduszek, przy boku pani Lucki, pod puchową pierzyną. Welski tymczasem smacznie chrapał, nie domyślając się, jakie to zamiary, co do jego osoby przyjaciel i wybawca żywił na przyszłość.

V
AMORY PANA BILUKIEWICZ

Ktokolwiek znał owego statecznego męża, nie przypuściłby na chwilę iż płeć piękna może w jego życiu odgrywać poważniejszą rolę. Rzekłby nawet, iż wogóle nie odegrywa żadnej. Tyle powagi biło z postaci pana kasjera Dezyderego Bilukiewicza — kasjera naczelnego fabryki „Drohojowski i Sp.” — iż zda się byłto istny Kato. Poważnego, wygolonego oblicza niemal nigdy nie krasił uśmiech najlżejszy, oczy patrzące z poza wielkich amerykańskich okularów mroziły każde swawolniejsze odezwanie a

28