Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Rycerze mroku.djvu/38

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ależ przepraszam, przepraszam... Nie chciałem obrazić, tak tylko odezwałem się, jak... papa...
Obraza panny Mary nie trwała długo. Po paru kieliszkach aromatycznego likieru, zaczerwieniona zlekka, rozgadała się na dobre. Opowiadała o swej znakomitej roli w obrazie „Dziewczyna z ulicy, czyli nóż w boku“, w którym grała kochankę apasza, co prawda, w jednej tylko scenie i przez parę minut, ale z wielkiem powodzeniem, opowiadała jaką znakomitą kreację odtworzy w najbliższym filmie, nie precyzując jednak bliżej jaka go przygotawia wytwórnia. Przeszła później na swe stosunki osobiste, brak przyjaciół i najbliższej rodziny i z tem związanie kłopoty finansowej natury.
— A bez pieniędzy nikt w kinie nic nie zrobi... kończyła swoją opowieść.
Bilukiewicz słuchał uważnie, lecz niktby nie poznał w nim pełnego godności kasjera. Korzystając z tego, iż urocza artystka pochłonięta była opowiadaniem, niby niechcący przesiadł się na kanapę z krzesełka, gdzie początkowo skromnie zajmował miejsce, a później również niechcący położył najprzód dłoń na lśniącym jej lakierku, z pantofelka przeniósł rękę na kostkę, wreszcie jął delikatnie gładzić po obciągniętej jedwabiem pończoszki nóżce.

Panienka jeszcze na te manewry nie zwracała uwagi i nie wiadomo dokąd zabłądziłaby niecierpliwa dłoń, gdyby w tej chwili nie rozległo się stukanie do wejściowych drzwi.

32