Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Rycerze mroku.djvu/84

Ta strona została uwierzytelniona.

powierzył ładnej kobietce, gdyż ta na początku wspominała o jakichś zamiarach, co do jego osoby.
— Miała pani ze mną o czemś pomówić? — rozpoczął.
— Za chwilę...
Wskazała wzrokiem na kelnerkę, która zbliżyła się w stronę stolika i spozierała na swych gości niemal z oburzeniem. Zatopieni w rozmowie, dopiero spostrzegli, iż nie tknęli dotychczas ani trunków, ani poustawianych na stole przekąsek. Mary napełniła kieliszki, trąciła się z Welskim, wypiła i znów napełniła je powtórnie.
— Nie odróżniajmy się od „kompanji“! — rzekła, z lekkim uśmiechem spoglądając na towarzysza, który ze zdziwieniem obserwował to pośpieszne „tempo” — zresztą, gdy jestem w takim, jak dziś nastroju, wypić lubię...
Przymusiła niemal Welskiego, aby wypił drugą i trzecią kolejkę, poczem z apetytem jadła przekąski. Oczekując, zanim ona znów wznowi rozmowę, rzucił okiem na salę — zresztą rozmowa chwilowo stawała się prawie niemożliwą, bo grajek harmonista, serdecznie napojony przez różnych kamratów, rozpoczynał z niebywałą werwą, na ogólne żądanie, ulubioną tu poleczkę:

Hup! Siup! Cieszę się!
Z ciupy wypuścili mnie!
Hup! Siup! Tańczę ja
Moja Mańka forsę ma!

78