Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Rycerze mroku.djvu/93

Ta strona została uwierzytelniona.

się zresztą, by nie zechciała wznowić tak szczęśliwie, w jego mniemaniu, przerwanej rozmowy.
— Dobrze...
Zapłaciwszy rachunek, właśnie opuścić mieli swe miejsca, gdy jakiś drab, stojący w pobliżu, jął im się przyglądać bezczelnie.
— Felek „Malowany“ się upił i szuka awantury — zauważyła — sądzę, że nas nie zaczepi!
— Znasz go?
— Kogo jabym tu nie znała! Ten, nawet, kochał się kiedyś we mnie... niestety, bez wzajemności!
— Może zazdrosny? Patrz, jak się przygląda...
Istotnie drab nie spuszczał z nich oczu. Był czerwony i łatwo poznać było można — nietrzeźwy. Teraz ruszył z miejsca, szedł w stronę Mary, przed nią o parę kroków przystanął i jął ją mierzyć zuchwałym, wyzywającym wzrokiem.
— Czego chcesz Felek? — zagadnęła go ostro.
— A no... tak se... na hrabinie patrzę... ho... ho... ważna się zrobiła dama, panna Mańka... starych znajomych nie poznaje... ani z nią tera pogamrać, ani poflandrować...
— Ależ poznaję, tylko już wychodzę...
Awanturnik podmignął okiem, postąpił jeszcze bliżej o krok i rzekł wskazując palcem na Welskiego.
— Niby bez co? Bez... tego... pętaka?

Od chwil paru cała sala obserwowała zajście. Zaległa cisza i tylko gdzie niegdzie powstawano od stolików, aby lepiej się przypatrzeć spodziewa-

87