Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Salon baronowej Wiery.djvu/26

Ta strona została uwierzytelniona.

pod oczami świadczyły, że nie gardzi on wszelką uciechą i niejedną noc przepędzł przy kartach, z kobietami, lub przy butelce. Jednem słowem Grąża określić było można, jako przedstawiciela tych powojennych „bussinesmanów“, którzy niespodzianie dorwawszy się do pieniędzy, szastają niemi, byle nasycić swe dugo tłumione apetyty. — Teraz siedział, całkowicie zatopiony w gazetach, choć zazwyczaj przebiegał je tylko pobieżnie — a wiadomością, która go tak uderzyła, było szczegółowe sprawozdanie o tragicznej śmierci Lili Ordeckiej.
Na pozór, nic dziwnego. Dziwnem nawet wydałoby się, gdyby ta wieść nie uczyniła na nim wrażenia. Bo przecież inżynier Ordecki, był jednym z wicedyrektorów „Atobudu“, kierownikiem robót technicznych. Podobne nieszczęście spotkało podwładnego, prawie kolegę! Ale czemu na twarzy dyrektora, miast współczucia, malował się niepokój, a grube palce, przyozdobione kosztownemi pierścieniami, trzymające dziennik, drżały?
Wreszcie, jakby z niechęcią mruknął.
— Piszą, że zatarła ślady! Lecz, czy niepozostało nic takiego, coby skompromitować mogło? Może pisma podają tylko część informacji, żeby nie utrudniać śledztwa? Co robić?
Wahanie odbiło się na obliczu dyrektora. Czuł, że powinien natychmiast udać się do Ordeckiego, lub conajmniej wyrazić mu przez telefon słowa głębokiego żalu i serdecznej pociechy, lecz coś jakby odpychało go od tego.
— Niema rady! — pomyślał, raptem, powziąwszy postanowienie — Jeśli nie zadzwonię, może to zwrócić powszechną uwagę!
Przezwyciężywszy się, pochwycił za słuchawkę i począł nastawiać telefoniczny automat, na pożądany numer.

22