Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Sekta djabła.djvu/108

Ta strona została uwierzytelniona.

wają tak chętnie. Kim jest, jednak, nie mam pojęcia! Chcę wierzyć, że Nim, gdyż inaczej cały mój światopogląd straciłby rację i sens. Mówię ci to, oczywiście w zaufaniu, gdyż te wyznania nie są przeznaczone dla głupców, wchodzących w skład naszej sekty. Są przekonani, że widzieli Go istotnie, w czasie różnych seansów, jakie urządzałem na zebraniach, a posłyszane słowa, pochodzące od zjaw, których natury bliżej nie umiem określić, przyjęli za Jego słowo.. To ich rozgrzeszyło w zboczeniach, występkach i rozpuście..
— A inni? — zapytała. — Czy Go widzieli? Wszak inni, w różnych wiekach też robili ewokacje?
— Znam całą odnośną literaturę — odparł — jak nikt! I znów nie mogę ci dać stanowczej odpowiedzi. Tak i nie! Nie będę tu wspominał o sabatach średniowiecza, gdzie miał się pojawiać w postaci kozła, lub o zeznaniach czarowników i czarownic, które Go widywały, jako przystojnego i bogato ubranego młodzieńca. Zeznania te nie są poważne i wydobyte albo za pomocą tortur, których Inkwizycja nie szczędziła nieszczęsnym, albo też powstały, na skutek odurzających maści, jakiemi wiedźmy, przed owemi wizjami, smarowały swe ciała.. Również, nie będę wspominał o różnych klechtach ludowych, które Go opisują, jako kuso przystrojonego niemczyka. Nie zatrzymam się nad rozmowami Lutra z Nim, który w swych książkach twierdzi, że rozprawiał długo i poważnie.. Przejdę, odrazu do kilku prób ewokacji.
Sara, zawisła wzrokiem na ustach Wryńskiego.

— Pierwszą taką znaną próbę — mówił — uczynił Prelatti, nadworny mag słynnego marszałka Francji w XV w. Gilles de Rais’a. Ujrzał Go, lecz tak się przeraził,

102