Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Sekta djabła.djvu/119

Ta strona została uwierzytelniona.

czyła nieco jeszcze zaspanej służącej. — Pani Lesicka miała pozostawić list dla niego! Przepraszam, że tak wcześnie się zjawiam, ale ten list jest niezwykle pilny, a pan Rożyc nie mógł sam po niego przybyć!
Wizyta ta, zupełnie nie zdziwiła pokojówki. W rzeczy samej, wczoraj w nocy otrzymała od swej pani zapieczętowaną kopertę, zaadresowaną na nazwisko pana Różyca. Nadmieniała jej przy tem Lesicka, że ten pan bardzo wcześnie zjawi się po nią.
— Proszę! — rzekła, nie podejrzewając podstępu.
Czyż nie wszystko jedno było, kto list odbierał Różyc, czy inna osoba, z jego polecenia?
Wytworna nieznajoma prędko schowała po torebki kopertę, zręcznie wsunęła służącej do ręki pięć złotych — i znikła.
Wszystko odbyło się ku zobopólnemu zadowoleniu i pokojówka wielce cieszyła się z niespodziewanego, hojnego napiwku, gdy rychło dalszy przebieg wypadków przyprawił ją o zdumienie.
W niespełna godzinę, przed ósmą, zgłosił się Różyc.
— Wręczyłam list, zaadresowany do pana — wyrzekła — tej pani, która przybyła z pańskiego polecenia!
Otworzył szeroko oczy.
— Z mego polecenia nikt tu nie przybywał!
— Jakto? Taka wysoka, elegancko ubrana pani. Przyszła o siódmej. Twierdziła, że ten list jest panu natychmiast potrzebny!
Chłodne krople potu wystąpiły na czoło Różyca.

— I panienka oddała?

113