Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Sekta djabła.djvu/66

Ta strona została uwierzytelniona.

uwagę. Był to bowiem człowiek może czterdziestoletni, wysoki i mocno zbudowany, lecz o dziwnej, budzącej grozę twarzy. Twarz ta, gładko wygolona była dziwnie niesymetryczna i jedno oko znajdowało się znacznie wyżej osadzone od drugiego. Gdy patrzył, sprawiało wrażenie, iż na człowieka patrzy jednocześnie dwóch ludzi, złączonych w jednej osobie.
— Witam! — wymówił Wryński, unosząc się nieco na swem miejscu na widok wchodzących i niedbale wyciągając rękę. — Proszę zająć miejsca!
Mura z wielkim szacunkiem uścisnęła tę wyciągniętą dłoń, na której połyskiwał olbrzymi pierścień z ametystem, podobny do pierścieni biskupich, pokryty tajemniczemi znakami i otoczony brylancikami. Poczem skłoniła się lekko w stronę osób znajdujących się w gabinecie.
— Pani Sarah Muray! — dopełnił Wryński prezentacji, wskazując na kobietę o miedzianych włosach — Moja najbliższa pomocnica! Polka, która wyszła za mąż za anglika, raczej za szkota i długie lata, spędziła w Brytanji! A Szkocja — dodał w formie wyjaśnienia — jest skarbnicą różnych tajemnic! A to pan Bucicki... — wyciągnął rękę w kierunku mężczyzny o potwornej twarzy... — jeden z moich najzaufańszych uczniów... Pana Kurowskiego — spojrzał na sekretarza — nie przedstawiam, bo i tak go panie poznały...
Mura, zajmując miejsce na dużym, obitem skórą krześle, po drugiej stronie biurka, doznała dziwnego wrażenia. Było to uczucie rozczarowania. Jakżeż inaczej sobie wyobrażała otoczenie „mistrza”. Sądziła, że znajdzie się śród ludzi, których sam wygląd zewnętrzny wskazywać będzie na uduchowienie, ludzi, do których, na pierw-

60