Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Złoto i krew.djvu/128

Ta strona została uwierzytelniona.

Oczekiwał tam już na nią Moren, który niespokojnie chodził wielkiemi krokami po saloniku, paląc papierosa za papierosem.
— Udało się? — rzucił niecierpliwie, ledwie stanęła w progu.
— Czemuż, nie miało się udać! — odrzekła nieco niechętnie. Wszak starannie obmyśliłam plan!
Nie mógł stłumić swej radości.
— Więc stary miał pieniądze w kasie! — zawołał — A ja obawiałem się, że je trzyma w banku! Ileś zabrała? W jaki sposób?
— Kilkanaście tysięcy! — odrzekła, kłamiąc umyślnie — Uśpiłam go, a później wyjęłam z kasy pieniądze! Około siedemnastu tysięcy!
— Siedemnaście tysięcy! — powtórzył — Szkoda, że tak mało, choć i to na ucieczkę wystarczy! Sądzę, że nie grozi nam żadne niebezpieczeństwo?
— Dulemba — zaprzeczyła — ulęknie się skandalu! Co zaś, twojego Zawiślaka się tyczy i związanej z tem historji...
— Zawiślak, gdyby miał złożyć skargę, to jużby ją złożył! — machnął ręką — Bądź spokojna! Uciekniemy, zanim zdąży to uczynić! Dziś, natychmiast należy spakować najpotrzebniejsze rzeczy, a jutro rano, jazda zagranicę...
— Jutro, rano?
— Tak! W wyjeździe ani dyrektor, ani Zawiślak nie przeszkodzi! Zresztą, zapomniałem ci powiedzieć o najważniejszem!
— Cóż takiego?
Uczynił skupioną minę i jął powtarzać wieści, przeczytane w gazetach.
— Zamordowano Czukiewiczową! — mówił — W willi pod Warszawą! A wraz z nią jakiegoś jej towarzysza, którego inicjały brzmiały S. K. Nie ulega najlżejszej wątpliwości, Stanisław Korski...
— Niemożebne! — zawołała silnie poruszona.

— Albo zginął, albo też został porwany! Sprawa ta, mocno jest nam na rękę, bo jak domyślasz się sama, Jadzia najzawziętszy nasz wróg, będzie miała

122