Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Złoto i krew.djvu/145

Ta strona została uwierzytelniona.

z Jadzią do saloniku. Stali tam Moren i Marta, w milczeniu, niczem dwie nieruchome figury, nie wiedząc, co długa rozmowa w przedpokoju miała oznaczać i czy nie przyniesie im ona, nieprzychylnej zmiany w ich losach. Na widok Dulembianki drgnęli, wiedząc doskonale, jak nie cierpiała ona Marty i pragnęła jej zguby.
Lecz, słowa szofera, wnet wlały otuchę ich serca.
— Słuchajcie — wyrzekł Zawiślak, mierząc zbrodniczą parę ostrym wzrokiem — Przybyła tu umyślnie, panna Jadwiga Dulembianka, aby was powiadomić, o decyzji dyrektora.
Niepokój zarysował się na twarzach Marty i Ralfa, nie śmieli podnieść oczu na Dulembiankę.
— Otóż — mówił dalej szofer, obserwując ich zmieszanie — dyrektor zgodził się nie wszczynać przeciw wam sprawy karnej, a nawet poniechać dalszego pościgu, pod warunkiem, że dopomożecie do odszukania Korskiego.
— Jaknajchętniej! — mruknął Moren.
— Wypłaci wam on, nawet, sumę pięciu tysięcy, z pieniędzy któreście zrabowali — Marta poczerwieniała lekko na myśl, że będzie musiała się rozstać z tak ciężko zdobytym „skarbem“ — ale nie w Warszawie, a w Gdańsku, kiedy okaże się, że Ralf nie kłamał i że jego informacje nie miały na celu, wprowadzenie nas w błąd...
— Trudno... — mruknął tamten, niezbyt ucieszony, gdyż sądził, że tańszym kosztem wykpi się z całej sprawy — Powtarzam...

— Poza tem — przerwał Zawiślak — podpiszecie odpowiedne oświadczenia, abyśmy w każdej chwili mieli was w ręku! Bo, mimo skruchy, jaką okazujecie, zawsze z waszej strony będę się lękał podstępu! Pani Dordonowa, właściwie, już się do wszyskiego oficjalnie przyznała, pozostawiając kartkę w gabinecie dyrektora, ale raz jeszcze te swoje zeznania, powtórzy szczegółowo! Ty zaś, kochanku — zwrócił się do Morena — również napiszesz, jak to sfałszowałeś dokumenty, stwierdzające, że

139