Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Złoto i krew.djvu/64

Ta strona została uwierzytelniona.

pana Korskiego, o mojej ciemnej przeszłości i siostry, to nie warte są one odpowiedzi, a z dokumentu, który przedstawiłem, najlepiej wynika, jak pan Korski stale kłamie!
Westchnienie ulgi wyrwało się z piersi Dulemby. Wyciągnął papiery w stronę Korskiego.
— Proszę! Zechce pan przejrzeć!
Pochwycił je drżącemi dłońmi i uważnie odczytywał słowo po słowie. Wynikało z nich całkowite potwierdzenie oświadczenia Morena. On i Marta byli rodzeństwem. Raz jeszcze zerknął na metryki. Pieczęcie i podpisy znajdowały się w jaknajlepszym porządku. Więc, w błąd wprowadziła go Czukiewiczowa?
— Hm... — mruknął, nie wiedząc, co powiedzieć.
Ralf, z nieukrywanym triumfem, spozierał na przygnębienie swego wroga. Oddawna oczekiwał on na tę chwilę i nie zawiodły go papiery, dostarczone przez Tasiemeczkę. „Profesor“ artystycznie spełnił swe zadanie i Moren nie żałował obecnie, wydanych na to trzch tysięcy. Z nich, wyłożył on tysiąc, wyszantażowany od Czukiewiczowej, dwa pozostałe, ze swych „oszczędności“, Dordonowa. Lecz, „metryki“ warte były tego.
— Cóż pan na to? — groźnie wymówił Dulemba, podczas gdy Korski nadal wpijał się wzrokiem w dokumenty, wprost nie wierząc własnym oczom.
— Nic nie pojmuję! — wybąkał.
Dulemba zmarszczył czoło.

— Ale, ja zato znakomicie wszystko pojąłem! — rzekł podniesionym głosem, uderzając mocno dłonią o blat biurka — Zrozumiałem, do czego zmierza pański system, polegający na obrzucaniu bliskich mi ludzi stekiem oszczerstw i kalumńji! Niestety, zawiodła pana ta gra, oraz cenne „rewelacje“ owej pani Czukiewiczowej! Nie zrazi mnie wiadomość, że panieńskie nazwisko mojej narzeczonej brzmi Grzelakówna, lub, że przyszły mój szwagier przybrał pseudonim Morena! Co zaś, pana się tyczy...

58