Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Złoto i krew.djvu/78

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ale, podobna niespodzianka! Wytworna córka, znanego bogacza, dyrektora Dulemby, o ósmej rano, moją ubogą kawiarenkę odwiedza?
— Przestań żartować! Zjawiam się do ciebie, z wielką prośbą! Ty, jedna, możesz mi dopomóc!
— Ja?
— Tak!
Panna Lodzia Klimaszewska, starsza o kilka lat od Jadzi, była jej koleżanką z pensji i mimo, znacznych różnic majątkowych i społecznych, przyjaźniły się one tam bardzo. Później, rozłączyło je życie i każda poszła własną drogą. Dulembianka stała się światową panną, a Lodzia, opuściwszy pensję wcześniej, jęła pomagać swej matce, ubogiej wdowie, w gospodarowaniu kawiarenką, jedynem ich źródłem zarobkowania. A gdy przed rokiem, umarła jej matką, sama musiała sobie dawać radę i prowadziła nadal jadłodajnię, wespół ze starą i przywiązaną do niej służącą. Z Jadzią, zupełnie przypadkowo, spotkały się przed kilku dniami na ulicy, gawędziły dość długo i dlatego, właśnie, w głowie Jadzi zrodził się pewien plan.
— Słuchaj, Lodziuchna! — poczęła prosić — Masz kawiarenkę, a przy niej małe mieszkanko! Przyjmij mnie za lokatorkę do siebie, na jakiś czas! Nie będę ci ciężarem! Zapłacę i będę pomagała we wszystkiem!
— Chcesz zamieszkać u mnie? — niezmierne zdumienie odbiło się na twarzy młodej właścicielki.
— Tak, widzisz... — poczęła, dając znaki Lodzi, że pragnie rozmówić się z nią sam na sam.
A gdy ta skinęła służącej, która wciąż wycierała mokrą ścierką drewnianą podłogę, by odeszła, Dulembianka tłumaczyła prędko...

— W domu nadal nie chcę pozostać — z ust Jadzi padały krótkie szczegóły i o jej niesnaskach z ojcem, na tle nienawistnego małżeństwa z Dordonową i o ostatecznem zerwaniu z narzeczonym — A nie chcę, również, by mnie odnalazł ojciec, lub Korski! Pragnę, zupełnie inaczej ułożyć moje życie! Więc, gdzież się podzieję? W hotelu, prędko odszu-

72