Strona:Stanisław Ciesielczuk - Wieś pod księżycem.djvu/26

Ta strona została uwierzytelniona.

POLNA NOC


Świeży zapach skoszonych koniczyn
Ciepłym pyłem owiewa twarz.
Wyciął niebu kolisty policzek
Łobuz-księżyc, złotawy łgarz.

Cisza serce spokojem mi leczy,
Zboża — stojąc bez ruchu — śpią...
Niewidzialny potwór śródpowietrzny
W błękit mrowie swych oczu wpiął.

Nie, a może to w olbrzymiem niebie
Czuwa wilków zbawionych rój?
Śliczne ślepia zielonawo-srebrnie
Błogosławią milczenie pól...

Wszyscy, wszyscy będziemy zbawieni —
Ludzie, trawy, zwierzęta — sny!
Popłyniemy w niebieskiej przestrzeni
W dni bez końca, w cudowne dni...

Popatrz, popatrz — jak w przeczysty błękit
Smagnął bielą świetlisty bat!
Czy to człowiek odchodzi na wieki,
Czy też komar — czy może świat?