Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/417

Ta strona została skorygowana.



II. SAMAEL W NIEBIE
Domniemany rękopis bojański
Pamięci młodocianego rabina
z Kołomyi H.L. Weissa
1
W BRAMIE

„Podziw dla Jedynego wchłonie bojaźń, ufność Weń na małym palcu uniesie cały ocean Pana.“ Oto pozdrowienie dla chasydów z prawego i z lewego brzegu Czeremoszu.
Po końcu świata u bramy niebieskiej na stołku niziutkim siądzie Ostatni. W dół się wychyli, całkiem nad przepaść, ku szczątkom świata. Westchnie bez lęku jak kłopotnik. Słuch wytęży, miłosierną sieć rozciągnie, wygarnie z ciemności resztki światła.
Jak bańki powietrza z gardeł topielców, wstają rzędami z czarności bańki światła. Trzepocą, furkocą ku bramie niebieskiej. Przylgną do piersi Lewiatana.
Wtedy w dole na przepaściach czarność zgęstniała jak przestwór węgla. W bramie niebiańskiej szepty:
— Koniec! Tam nie ma już ni krztyny światła.
Zmartwił się Ostatni:
— Odwrotnie! Gdzie taka tęga czarność, tam najtęższe światło wessane.
Tymczasem od litości Ostatniego i od świateł odkarmionych u piersi Lewiatana, całe niebo, sfera od sfery, zajmie się litością. I dojrzał Pan, że niebo odgadło jedną Jego myśl. Ogrzeje Ostatniego, Ryba zadzwoni światłami przez wszystkie kręgi, z tego powieje wiatr gorący.
I wówczas przepaście czarne zakotłowały strasznym pluskiem, coś jak ryba ogromna, ciemnościami przywalona, dźwignęła się z nich. Czerwony węglik u czoła. Zbliża się powoli pająk czarny, oświecony wysnutymi z siebie sieciami żaru, gwiaździstą pajęczyną: Czerwona Gwiazda.