Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga I.djvu/417

Ta strona została skorygowana.

rabunku przystał? Oj, co by na to pan Kowal powiedział. „Sumienie i ręka, idź ręko za sumieniem“, tak nas pouczał nieboszczyk. To był człowiek!
Uśmiechał się smętnie, rozbroił się przy wspomnieniu kowala.
Sawicki, wykorzystując sprzyjającą chwilę żartował:
— Popatrzcie jaki to rabunek. Ja watażko od wody, a Jasio od haci. Czy to naprawdę źle? Spytajcie Joseńka, waszego sąsiada.
Tanasij znów się rozdrażnił.
— Joseńka? Będzie i on miał za swoje, za to, że faktorował i judził was do grzechu. Co Żyd ma się mieszać do lasu? Może się kiedy z niedźwiedziem borykał? Niech pilnuje szabasu, Pisma świętego i sklepu. Nie życzę ja źle nikomu, szczerze ich żałuję, ale za te pokusy i oni oberwą swoje.
Tomaszewski wyrwał się:
— To jakiż pożytek z lasu?
Tanasij żachnął się, ręka podskoczyła mu jakby chciał uderzyć. Opanował się, skrzywił się z politowaniem.
— Oj dziecino nierozumna. A jakiż pożytek z dziadów twoich, z pradziadów? I co? Sprzedasz ich kości na targu w Kosowie? —
Wzniósł nagle w porywie obie ręce do góry i, kończąc przedtem zaczęty wątek, prorokował:
— Wszyscy dostaną za swoje! Całą Kołomyję wybrzuszą wody na gruz, na mierzwę, na śmiecie. A także —
Sawicki prostował rezolutnie.
— O Kołomyję nawet nie zawadzimy, nie Prutem stąd ruszamy do Gałacu, Czeremoszem.
Tanasij rozjątrzył się.
— Taki z ciebie panicz? Rogi mu wylazły i już staremu nie daje przyjść do słowa. Patrzcie go, do Gałacu! Czeremosz także nie od macochy, jeszcze udatniej wywróci wszystko! Całą Bukowinę, całą wołoską ziemię zasypie rumowiskiem. I te domy, co z naszego drzewa, powywraca i ulice też. Tysiącami będą uciekać ludziska, ratować się od powodzi, od śmierci.
Sawicki przysunął się bliżej, uśmiechając się przyjaźnie do Tanasija, ale Tanasij obrócił się nagle, aby się nie dać rozbroić Sawickiemu, który rozbrajał każdego. Rozkrzyczał się niepohamowanie.
— Ale darmo! Nie uciekną. To nocą przyjdzie, winien czy