Strona:Stanisław Załęski - Jezuici w Polsce T. 1 Cz. 2.djvu/201

Ta strona została przepisana.

teologami i spowiednikami, a pełnili swój obowiązek ściśle, rokoszanie krzyczeliby tak samo, „że się w sprawy świeckie mieszają“, precz z nimi.
Cudzoziemskich Jezuitów na 570 osób zakonnych, było 1606 r. 40 kilku w Polsce i ci przeważnie nauczaniem w szkołach byli zajęci, a widzieliśmy, z jaką trudnością zdołali ich uprosić u jenerała biskupi i prowincyałowie, a król Batory zażyć w tem musiał interwencyi Grzegorza XIII. Przy królu Zygmuncie byli Jezuici Polacy, do Szwecyi tylko 1593 r. towarzyszył mu Niemiec, O. Ernhofer, spowiednik królowej Anny. Słusznie więc mówił Skarga, że „ci, których tu z Włoch, Hiszpanii wysyłają, nie idą na rozkosze, ani panowanie; potrzebni są do nauk (nauczania), w których młódź polską ćwiczą i pracują pilno, i wiele ich na tej robocie starganych pomarło. Piękniebyśmy im płacili, byśmy je wyganiać ze sromotą mieli“. Niesłychana też rzecz była w Polsce za Zygmunta III, aby który cudzoziemiec z kraju był wywołany, a wałęsało się po niej nierównie więcej, jak cudzych Jezuitów, bo „wieleset cudzoziemców, duszorozbójników, skazców wiary św., rozsiewaczów niezgody sąsiedzkiej. Te wyganiajcie, na te prawa tak srogie stawcie“.

Owszem w Polsce znajdowali bezpieczne schronienie heretycy, wygnance z innych krajów. Znalazły też przytułek i Brygitki szwedzkie z Wadsteny w Gdańsku i biskup pięciokościelny z prałatami swymi, którym na wstawienie się Zygmunta III, Boczkay, ks. Siedmiogrodu, nadręczywszy ich do woli, opuścić ojczyznę pozwolił. Przybyli do Krakowa ledwo żywi, tak ich przyprawiła tolerancya kalwińska, 22 stycznia 1606 r., a już 30 t. m. umarł schorzały biskup, w kościele św. Szczepana pochowany, a Skarga kazał na jego pogrzebie. W grudniu 1606 r. przybyło 10 Jezuitów, należących do prowincyi austryackiej, z wice-prowincyałem Argenti, wygnanych przez Boczkaya z Siedmiogrodu, do Krakowa. Przyjęli ich i podejmowali gościnnie przez kilka tygodni Jezuici w domu św. Barbary i św. Szczepana, a mieszkańcy Krakowa znosili jałmużny, dopokąd ich potem dobrze opatrzonych w drogę do Ołomuńca nie wyprawiono[1]. Taka była zawsze uprzejma gościnność polska; niefor-

  1. Wielewicki II, 110, 229.