I nagle roześmiał się serdecznie.
— Nie — szanowny pan żartuje. Che, che! Coby też Zieleniewicz powiedział na ten koncept? Che, che, che! Zieleniewicz w resorcie dewocjonalnym? Hi, hi, hi! Dziś mu jeszcze to zakomunikuję jako projekt. —
Pomian był wściekły.
— Panie Marcinie! — rzekł z naciskiem, tłumiąc hamowaną z trudem pasję. — Tylko bez głupich żartów! Bardzo proszę! Jeśli mówiłem o sklepie z dewocjonaljami, to nie miałem na myśli Zieleniewicza w charakterze jego właściciela.
— Tylko kogo, proszę szanownego pana? — dopytywał się ciekawie z filuternym uśmiechem Marcin. — Tylko kogo?
— Pawła Kuternóżkę — odparł chłodno, akcentując każdą sylabę, rozjątrzony do ostateczności gość. W pierwszej chwili kelner zdębiał. Odstąpił parę kroków od stolika i nie spuszczając oczu z Pomiana, śledził wyraz jego twarzy.
— Kpi czy o drogę pyta? — myślał, napróżno usiłując wyczytać prawdę ze zmienionych od afektu rysów gościa.
Wreszcie znać zorjentował się w sytuacji, bo poważniejąc, rzekł pojednawczo:
— Zaszła tu widocznie pomyłka. Szanowny pan zapewne pomieniał ze sobą nazwiska i lokale. Ów Kuternóżka prawdopodobnie ma, czy też miał sklep z towarem religijnym gdzieś przy innej ulicy. Z drugiej strony jednak nie mogę przypomnieć sobie, by w na-
Strona:Stefan Grabiński - Cień Bafometa.djvu/106
Ta strona została uwierzytelniona.
![](http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/1/1a/Stefan_Grabi%C5%84ski_-_Cie%C5%84_Bafometa.djvu/page106-1024px-Stefan_Grabi%C5%84ski_-_Cie%C5%84_Bafometa.djvu.jpg)