Strona:Stefan Grabiński - Cień Bafometa.djvu/63

Ta strona została uwierzytelniona.

niegościnny lokal stał pustką, której broniły pozapuszczane i na kłódki pozamykane story. Paweł Kuternóżka był pierwszym śmiałkiem, który po upływie lat 5 odważył się wtargnąć do osławionego przez „duchy“ i nocne niepokoje wnętrza i zamieszkać w niem na czas dłuższy. Cóż więc dziwnego, że wkrótce tłumy dewotek i dzielnicowych gapiów obiegły sklep, zapuszczając w głąb przez witryny spojrzenia ciekawe i pełne niedowierzania?
Tymczasem wewnątrz wrzała praca. Właściciel pragnął widocznie jak najprędzej urządzić sklep na przyjęcie gości, gdyż znać było gorączkowy pośpiech w jego ruchach nerwowych i rozkazach, wydawanych dwom chłopakom pięknym jak para aniołków głosem piskliwym, na wysoką nastrojonym nutę.
Pocieszną figurą był pan Paweł Kuternóżka. Średniego wzrostu, chwilami niemal niski, ze sterczącą w górę jedną łopatką, z rozczochraną czarną czupryną i obwisłemi wąsami uwijał się po lokalu w długim, zgniłozielonego koloru płaszczu laboratoryjnym krokiem koślawym i niezdarnym, powłócząc jedną nogą jakby krótszą i chromą. Twarzą szefa firmy oliwkowoszarą, popadaną w głębokie brózdy wstrząsał od czasu do czasu nerwowy tik koło lewego oka, które mrużyło się ustawicznie z jakąś szyderczo-kpiącą dobrodusznością. Zdaje się właśnie ten grymas oka nadawał jego fizjognomji wyraz złośliwości trzymanej w ryzach woli dominującej nad całym tym dziwnym człowiekiem.
Pan Kuternóżka był w wyśmienitym humorze: