ginje, mieniły się barwami tęczy duże, szklane banie... Tam w otoczu ligustru na ławce kamiennej, przykrytej kobiercem igliwia siedziały dwa czyże, nucąc piosenkę odlotu. W dalekiej perspektywie alej snuło się pod zorzę zachodu, srebrne przędziwo pajęczyn...
Pchnąłem oburącz przymknięte tylko wierzeje wchodowe i po kręconych schodach wszedłem na pierwsze piętro. Zastanowił brak życia. Pałac wyglądał jak wymarły; nikt nie wyszedł naprzeciw, nigdzie śladu służby lub domowników. Olbrzymie roztruchany lamp elektrycznych oświetlały jasnem, oślepiająco jasnem światłem puste, sale i krużganki...
W przedpokoju, otwartym gościnnie na spotkanie, przykro uderzył widok niezajętych wieszadeł; gładkie metalowe ich gałki lśniły zimnym refleksem wygładzonej miedzi. Zdjąłem palto. Przez otwarte wielkie, gotyckie okno wpłynął w tej chwili dźwięk miejskich zegarów: biła szósta...
Zapukałem do drzwi pokoju naprzeciw. Z wnętrza nie odpowiedziano. Ogarnęło mię zakłopotanie. Co robić? Wejść bez pozwolenia? Może śpi, znużona podróżą?
Wtem drzwi otworzyły się i w progu ukazała się ona. Z pod królewskiego djademu jej włosów barwy kasztanu patrzyły na mnie oczy głębokie, dumne i słodkie zarazem. Klasyczną głowę, godną dłuta Polykleta zdobił naczółek wysadzany szmaragdami. Miękki, śnieżno-biały peplos otulał
Strona:Stefan Grabiński - Niesamowita opowieść.djvu/13
Ta strona została uwierzytelniona.
![](http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/4/43/Stefan_Grabi%C5%84ski_-_Niesamowita_opowie%C5%9B%C4%87.djvu/page13-1024px-Stefan_Grabi%C5%84ski_-_Niesamowita_opowie%C5%9B%C4%87.djvu.jpg)