Strona:Szpieg - romans amerykański Koopera t. 1.djvu/213

Ta strona została przepisana.
211
ROZDZIAŁ IX.

grodę, i o kilka kroków ujrzał przed sobą kramarza.
Podday się lub zginiesz! zawołał kapitan. Harwey drżąc cały, obeyrzał się za siebie i przy świetle księżyca poznał człowieka, którego naybardziéy obawiał się w swém życiu, zbliżaiącego się teraz ku sobie z wyniesionym w górę pałaszem; przestrach, osłabienie, rozpacz, taki skutek na nim zrobiły, iż bez duchu upadł na ziemię. Koń Lawtona pędząc w wielkim galopie, przeląkł się leżącego Bircha, raptem w bok skoczył, i związawszy się w swym pędzie, wraz z swym przewrócił się ieźdcem. Równie prędki iak przezorny Birch zerwał się w momencie, uchwycił za pałasz kapitana, i końcem do iego piersi przyłożył. Zemsta iest namiętnością ludziom właściwą: i Harwey miał myśl zrazu zabezpieczyć się od swego naygłównieyszego nieprzyiaciela. Lecz szlachetnieysze nim powodowało uczucie. Daruię ci życic, rzekł