Strona:Szpieg - romans amerykański Koopera t. 4.djvu/186

Ta strona została skorygowana.
186
SZPIEG

iéy winien wdzięczność za starania, które podięła około twéy matki, wczasie ciężkiéy iéy słabości, iaka ią o mało co w kwiecie wieku, z tego świata nie porwała. Twóy oyciec Major Syngleton, często o tém wspominać ci musiał.
Nieznaiomy nie mieszał się do rozmowy, lecz żywy do niéy interes przywiązywać się zdawał.
— Sądzę, iż nie ubliżyłem winnego uszanowania naszéy ciotce, odpowiedział Pułkownik, gdym ią zapewnił, iż tańcować będę na iéy weselu.
— Od dawna minęły iuż dla niéy dni wesela. Przypominam sobie, iż w młodości moiéy chodziła pogłoska, iż póydzie za doktora Sytgreaw, lecz od czasu iak umarł...
— Jak prędko umarł, przerwał żywo Dunwoodi, o niczém iuż więcéy nie myśli: to rzecz naturalna, lecz wcale to nie przeszkadzało, aby ciotunia nasza, swoich affektów do kogo innego nie zwróciła.