Strona:Tłómaczenia t. I i II (Odyniec).djvu/312

Ta strona została skorygowana.
X.

Skottów z Eskdalu lud wojowniczy,
Z gór Todshaw-hillu przybieżał społem:
I mężny Hedschaw, wódz nadstrażniczy,
I chyży Whistlade, zwany sokołem.
Lecz któż wyliczy wszystkich, co śmieli,
Od Yarrow-Klejgu, do Czester-Glenu,
Od Hindhaw-Sweru, do Wudhouselie,
Szli, mając hasłem: „błoń Bellendenu?“[1]
I nigdy lepszych włóczni i mieczy,
I nigdy śmielszych serc i prawicy,
Ni ku napaści, ni ku odsieczy,
Nie było widać na téj granicy. —
I serce Lady wzniosło się w pychę,
Patrząc na dzielne konie i męże:
Tak, że rzuciwszy zaklęcia ciche,
Wolała w ziemskie ufać oręże.
Każe więc przywieść syna-dziedzica,
By wcześnie uczeń Marsowéj szkoły,
Poznał przyjaciół swego rodzica,
I nawykł walczyć z nieprzyjacioły.
„Widziałam, rzecze, jak krucze gniazda
„Zbijał strzałami z wierzchołków skały;
„Na piersiach wrogów czerwona gwiazda,
„Pewniejszym celem będzie dla strzały.
„Ty go, Whistladzie, wesprzyj twą dłonią,
„Gdzie mu dziecinne siły nie starczą:
„Ty go ucz władać ojcowską bronią,
„I w razie zasłoń ojcowską tarczą!“ —

  1. Posiadłość tego imienia, położona u źródła Bortwiku, była środkowym punktem ogólnych posiadłości klanu Skottów, i ztąd często służyła za miejsce i za hasło zebrania.