Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Karjera Nikodema Dyzmy.djvu/103

Ta strona została uwierzytelniona.

tylko nie wiem z kim. Grasuje zagranicą. Ależ wózek. Prima sort! Dużo też zjada benzyny?
— Ze trzydzieści z ogonkiem — odpowiedział uśmiechnięty szofer, zatrzaskując drzwiczki.
— Dobrze jest mieć taki samochód — zakonkludował Krzepicki.
Po drodze mówił dużo o interesach, jakie są do zrobienia, jeżeli się tylko ma pieniądze, zaś z milczenia Dyzmy wywnioskował, że musi to być człowiek niezwykle sprytny i ostrożny.
Gdy wreszcie młody człowiek wysiadł przy Politechnice, szofer odwrócił się do Dyzmy:
— Ja tego pana znam. To jest pan Krzepicki. On miał stajnię wyścigową, ale mu nie szło.
— Musi to być cwaniak! — rzekł Nikodem.
— Oho-ho — pokręcił głową szofer.


ROZDZIAŁ 7.

Był to obszerny gabinet w stylu Ludwika Filipa o ciemnych zielonych tapetach i wysokich oknach oszklonych do samej podłogi.
Przy szerokiem biurku z brodą wspartą na obu rękach siedział pan minister Jaszuński, słuchając w milczeniu cichego równomiernego głosu urzędnika, który już od godziny referował zwierzchnikowi stan rzeczy w polityce rolnej.
Co pewien czas urzędnik odkładał notatnik i wyjmując z grubej teki wycinki gazet, odczytywał różne ustępy, w których często powtarzały się liczby i takie słowa, jak: eksport, centnar metryczny, pszenica, stan katastrofalny i t. p.
Treść referatu musiała być niewesoła, gdyż na czole ministra zarysowała się głęboka brózda, która nie znikła nawet wówczas, gdy usta uśmiechały się, wymawiając uprzejmie podziękowanie za tak starannie i przejrzyście przygotowany referat.
Po powrocie z zagranicy minister Jaszuński zastał