Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Karjera Nikodema Dyzmy.djvu/148

Ta strona została uwierzytelniona.

Mówił napozór spokojnie, lecz w tym spokoju wisiał jakiś nieodparty nacisk. Kasia wzruszyła ramionami, a jednak usłuchała rozkazu.
— Co tu było? — zapytał Kunicki Dyzmę.
— Co było? A to było — odparł ten — że pańska córka kazała mi się wynosić z pańskiego domu i zrugała mnie od ostatnich. Djabli ją wiedzą, czego ona chce odemnie, ale jak mnie wyrzucają, to nie będę wracać oknem. A na pański ten... kontygnent i na podkłady kolejowe, to może pan teraz pogwizdać, bo ja...
Kunicki chwycił go za rękę:
— Panie Nikodemie, przepraszam pana bardzo za moją córkę. Niech pan o wszystkiem zapomni. Dziś jeszcze Kasia wyjedzie zagranicę. Czy to da panu dostateczną satysfakcję?
— Satysfakcję... a co nawymyślała mi, to co?
— Mówię panu, kochany panie Nikodemie, dziś jeszcze wypędzę ją z domu.
Stary był coraz bardziej poirytowany i coraz spokojniejszy nazewnątrz. Wyciągnął do Dyzmy rękę i zapytał:
— No, zgoda?
Nikodem podał swoją.
Tegoż wieczora Kasia wyjechała. Nikt w domu nie wiedział, o czem mówił ojciec z córką w zamkniętym gabinecie. Ani on, ani ona nikomu nic o tem nie powiedzieli. W dodatku Kasia wyjechała, nie żegnając się nawet z Niną. Jedyną w Koborowie istotą, z którą rozmawiała przed wyjazdem, była młodziutka garderobiana Irenka. Ta jednak opowiedzieć mogła tylko tyle, że panienka była bardzo zagniewana i że ją, Irenkę, obiecała sprowadzić do Szwajcarji.
Po tej burzliwej i brzemiennej w skutki niedzieli, żadna już chmurka nie zaciemniała horyzontu Nikodema Dyzmy. Kunicki wysilał się na uprzejmość. Nina ani słowem nie wspomniała o nieobecnej, bo sama czuła się teraz lżej i swobodniej.
Jeździła z Nikodemem samochodem na dłuższe spacery. Pływali łódką. Nie zmniejszyła się wszakże jej sta-