Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ostatnia brygada.djvu/26

Ta strona została skorygowana.

od niej zażąda. Służba nazywała ją niewiadomo dlaczego grubą Ruchlą, chociaż ta zawsze kazała siebie meldować jako „pani Zuzanna“.
Teraz też mówiła porosyjsku:
— To jedno. Ten dureń musi być przeniesiony do innego garnizonu i to do przyjazdu Prola. Drugie, to paszport dla Kurmana.
Lena z pasją rzuciła puszek na ziemię.
— Cóż ty sobie myślisz, że Tymiński wyda mu paszport?! Zwarjowałaś! Już i tak boję się, że zacznie podejrzewać.
— Głupia jesteś, — skonstatowała pani Zuzanna, — Tymiński niech lepiej sam uważa, żeby jego nie zaczęto podejrzewać o dostawę cegły na współkę z Mincbergiem. A zresztą….
— Och już po dziurki od nosa mam tej parszywej roboty! — wybuchła Lena.
W tej chwili rozległo się pukanie i, nie oczekując na pozwolenie, do pokoju wszedł tęgi jegomość.
Pani Zuzanna zerwała się, i z miłym uśmiechem zawołał łamaną francuzczyzną:
— Och, pardon, mosje le presiden, moa tut siuit, tut siuit. Set kestją de mod są si zentersan pur le fam, o rewoar madam, o rewoar mosje le presiden.
— Antosiu! — rzuciła pani Lena, — odprowadź panią Zuzannę.
— Kiedy nareszcie przestaniesz wpuszczać do domu tę obrzydliwą babę? — zapytał zirytowanym głosem, gdy zostali sami.
— Mój drogi, już proszę cię, nie wtrącaj się do spraw mojej garderoby. Pani Zuzanna ma doskonały gust i często wolę jej toalety, niż Myszkorowskiego, czy Zmigrydera. Czy dużo jest osób?
— Naturalnie. Już prawie ósma. Śpiesz się.
Stanął jeszcze przed lustrem, strzepnął kilka pyłków z klap smokinga, poprawił „pożyczkę wewnętrzną“ na kopulastej czaszce i wyszedł. Po chwili i pani Lena ukazała się w salonach, witana przez jednych z niemym za-