sobienie raczej kontemplacyjne. Zawsze czytałam dużo. Znam wszystkie powieści Wandy Miłaszewskiej[1], i wszystkie wiersze Kazimierza Wierzyńskiego[2]. Te zresztą przeczytałam na złość ojcu. Pojąć nie umiem, dlaczego mu się nie podobają. Wiersze, jak wiersze. Ale sam autor jest przecież czarujący. Ma tyle wdzięku i jest bardzo przystojny. Skoro już mowa o poezji, to znacznie przewyższa urodą wszystkich poetów, jakich znam.
Nigdy nie zapomnę jego przecudnego wiersza o jesieni:
Przyszła cisza miłosierna ksieni:
Siódma jesień — najzłotsza, najsłodsza
Z wszystkich złotych i słodkich jesieni
Moja jedna — jedyna — kochana.
Przyszła ciszą — drogą długich cieni,
Naszych cieni od dawnych jesieni,
I wszeptała się w nas zadumana....
Nawet Toto, który jest zupełnie impregnowany przeciw wszelkiemu pięknu, zachwycał się tym wierszem.
Czytam mnóstwo poezji. Nawet gdy gdzieś wyjeżdżam zawsze zabieram ze sobą „Toi et moi“ Geraldiego[3].
Mój Boże! Już dziewiąta, a ja się jeszcze nie przebrałam. O dziesiątej miałam się spotkać z Totem. Znowu będzie robił kwaśne miny.
Powinien w ogóle Bogu dziękować za to, że się chce z nim widywać.
- ↑ zob. Wanda Miłaszewska w Wikipedii
- ↑ zob. Kazimierz Wierzyński w Wikipedii
- ↑ zob. Paul Géraldy w Wikipedii